piątek, 7 lutego 2014

09

Paweł wyjechał z posesji szkoły i przycisnął gaz, przejeżdżając skrzyżowanie na "późnym żółtym". Mój wzrok powędrował na jego dłonie zaciśnięte na kierownicy. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że ręce są wizytówką mężczyzny. U nowo poznanego mężczyzny większa część kobiet zwraca na nie uwgę, czy jakoś tak... Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo jak zwykle okazuje się, że nie jestem jak "większość". Nigdy nie zastanawiałam się na co zwracam uwagę najpierw, ale na pewno nie na dłonie. Zawsze uważałam, że męskie ręce powinny być szorstkie i wielkie. Dłonie Pawła wydawały się delikatne. Duże, ale delikatne. Zadbane, jakby wsmarowywał w nie krem, często.
- O czym myślisz? - zapytał mnie, patrząc na drogę, a ja uświadomiłam sobie, że wychylam się lekko do przodu, żeby mieć lepszy widok na jego dłonie. Zaśmiałam się ciepło.
- Nie uwierzyłbyś.
- Jeszcze nie wiesz, w co potrafię wierzyć - uśmiechnął się do mnie szeroko, patrząc na mnie przelotnie.
Lekko się zarumieniłam i odwróciłam od niego wzrok patrząc na jezdnię. Wyjeżdżaliśmy z miasta.
- Ej, halo, gdzie jedziemy? - podniosłam pytająco brew, spoglądając na niego.
- Porywam Cię - i potraktował mnie spojrzeniem z poligonu. Ostrym, wulgarnym spojrzeniem. Z taką wyższością. Zazwyczaj przy tej minie mówił "dwadzieścia pompek".
Wysunęłam dolną wargę do przodu, podniosłam kolana do góry, oparłam je o deskę rozdzielczą i obniżyłam się na fotelu do wygodnej pozycji. Nie odzywałam się, a on nie próbował nawiązać konwersacji. Nie było w tym nic krępującego, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Oglądałam drogę i mijający krajobraz, jeśli tak to można nazwać. Bo były to po prostu pola, domy i słupy telekomunikacyjne. Zjechaliśmy z autostrady i wjechaliśmy do miasta. Z płyty zaczęła lecieć piosenka Kings Of Leon "Sex on Fire", więc automatycznie pogłośniłam, przymknęłam oczy i nuciłam piosenkę.

Soft lips are open
Knuckles are pale
Feels like you're dying
You're dying

- Nie wiedziałem, że lubisz taką muzykę - uśmiechnął się do mnie szeroko. 
- Nienawidzę - odwzajemniłam jego uśmiech, a on zmarszczył czoło. 
- Nie rozumiem... - powiedział cicho i zatrzymał samochód.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - zaśmiałam się i wyszłam z samochodu. 
Lekko trzasnęłam drzwiami i przeciągnęłam się, poprawiając kurtkę. Rozejrzałam się, byliśmy na osiedlu bloków z czerwonej cegły w starym stylu. Zawsze lubiłam takie klimaty, uważałam to za ładniejsze niż osiem bloków w kolorze żółtym. Obok osiedla był kamienny płot, albo coś w tym stylu. 
- Co tam jest? - zapytałam cicho, cały czas patrząc w tamtym kierunku. 
- Kiedyś tam był poligon. 
- Po co tu jesteśmy? - usłyszałam zamykanie samochodu i odwróciłam się w stronę Pawła. 
- Chcę Ci coś pokazać.
I tyle, ruszył przed siebie. Już na mnie nie czekał, żwawym krokiem szłam za nim, czując chłód na szyi. Podciągnęłam zamek kurtki pod samą szyję, poprawiając kaptur. Przez tą krótką chwilę, gdy zwolniłam kroku, Paweł był już co najmniej dwadzieścia metrów przede mną. Zmarszczyłam brwi, nie tak wyobrażałam sobie tą wycieczkę... Szłam w sporej odległości od niego, nie zamierzałam go gonić. Obeszliśmy rząd garaży i przeszliśmy przez wąską dróżkę. Moim oczom ukazało się dość strome zejście w dół i rzeczka. Olejniczak już był przy niej i przeskoczył ją, nie przerywając ani przez chwilę swojego marszu. Zeszłam w dół i oceniłam szerokość rzeczki, wiedziałam że nie przeskoczę jej całej. Miałam zdecydowanie krótsze nogi niż Paweł. To mnie jednak nie zniechęciło. Stanęłam na samiuteńkim krańcu brzegu, tak że końce moich trampek dotykały wody i przeskoczyłam. No nie do końca przeskoczyłam... Piętami byłam w wodzie, zachwiałam się i przewróciłam do przodu, na kolana. Zaśmiałam się sama z siebie, wstałam i wytrzepałam śnieg z kolan. Weszłam na niewielką górkę i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Olejniczaka. Dookoła mnie były same drzewa, i dość szeroka droga, zmieścił by się nawet jakiś samochód. Droga oczywiście cała oblodzona, a wszystko naokoło było pokryte śniegiem. Żadnych śladów chodzenia. Nie wiem czy śnieg był na tyle świeży, czy po prostu tak mało osób tu chodziło.
- Czego stoisz, rusz się! - usłyszałam głos Pawła ze swojej lewej strony i zobaczyłam jego plecy znikające między dwoma grubymi drzewami.
Śnieg miałam tutaj do połowy łydki, a conversy były tak mocno przemoczone, że nie czułam stóp.Ruszyłam przez drużkę udeptaną przez Olejniczaka. Kiedy tylko przeszłam przez "bramkę" z drzew moim oczom ukazało się wielkie jezioro. Rośliny były pochylone w stronę wody, jakby chciały się napić. Mnóstwo ptaków, na lodzie, gałęziach... Pięć metrów ode mnie był betonowy pomost, wszystko było zapuszczone i zarośnięte. Natura zdecydowanie się postarała. Efekt zapuszczenia był niesamowity. Poczułam jak trzęsą mi się dłonie, z zimna czy z zachwytu? Sama nie wiem.
Usłyszałam skrzypienie śniegu i poczułam jak delikatnie jego ramie dotyka mojego. Tylko się stykają. Uśmiechnęłam się szeroko, nie odwracając wzroku do niego.
- Chwilami myślałam, że mnie tu zostawisz.- powiedziałam cicho.
Kłamałam, wiedziałam, że nic złego by mi nie zrobił.
- Chciałem, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Fajniej było by zamknąć Cię w piwnicy - zaśmiał się.
- Bez okien? - podniosłam wzrok na niego, ale on na mnie nie patrzył, patrzył na tafle lodu na jeziorku.
- Tak - odparł bez zastanowienia.
- Byłbyś jedynym słoneczkiem w moim życiu - powiedziałam z powagą na twarzy.
Teraz jego oczy były skierowane na mnie. Uśmiech rozszerzył się i ukazały się jego równe zęby. Rzadko tak się uśmiecha, przynajmniej ja rzadko to widzę. Zazwyczaj mogę co najwyżej liczyć na szybkie wygięcie ust w półksiężyc, a i tak szaleję gdy to robi. Teraz uśmiechałam się równie szeroko jak on, zarażona jego energią.
- Czasami jesteś nawet zabawna - szturchnął mnie ramieniem, a ja lekko się zachwiałam i przestawiłam lewą nogę w zaspę. Było mi tak mokro i zimno, że było mi już wszystko jedno.
Popatrzyłam na Pawła i ile miałam sił w nogach pobiegłam do pomostu, usiadłam na skraju i zniżyłam nogi na poziom tafli lodu, patrząc czy jest stabilnie.On już po chwili był za mną, nie biegł. Szedł, słyszałam jak trzeszczy śnieg, a ja w tym momencie skoczyłam na lód, przytrzymując się pomostu. Powtórzyłam skok tym razem z większym impetem, a lód nawet nie drgnął. Puściłam się pomostu i skierowałam się na środek jeziora. 
- Nie będę Cię ratował - usłyszałam za plecami.
Z tonu głosu mogłam wywnioskować, że wcale się nie przejmował, nawet myślę, że się uśmiechał. Dalej małymi kroczkami szłam przed siebie, a kaczki i inne cudaki uciekały spod moich nóg. 
- I tak jestem już cała mokra, co mi to za różnica - zaśmiałam się głośno - Po co mnie tu zabrałeś?- odwróciłam się w jego stronę, czując na karku wiatr, zaczęłam delikatnie bujać się razem z tym.
- Bo uważam, że jest to wyjątkowe miejsce.
- Dlaczego? - drążyłam temat, przymykając oczy i dalej lekko poruszając biodrami na boki.
- Bo to jest moje miejsce - oblizał delikatnie usta - Wiesz, takie z dzieciństwa, ty też na pewno takie masz - podniósł głowę, patrząc gdzieś za mnie, a ja pomyślałam o moim molo w Sopocie - No to jak byłem mały, a tu jeszcze był poligon - wskazał głową na prawą stronę - to tu siedziałem cały dzień i chowałem się, przed żołnierzami. - uśmiechnął się do mnie szeroko, wchodząc na tafle lodu - To takie zupełnie moje miejsce, do którego przychodziłem tylko ja, sam. Nikt nawet nie wiedział - prychnął - i nadal nie wie.
- Więc czemu mnie tu zabrałeś? - zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam co odpowie.
Zbliżał się do mnie powoli, a ja patrzyłam w jego niebieskie oczy, które ozdabiały piękne, długie rzęsy. Prawie do nieba. Były nieziemskie. I zaczęłam przesuwać się w jego kierunku. Otworzył usta żeby powiedzieć mi dlaczego tu jesteśmy i... wtedy lód się załamał, a ja wpadłam do wody.
Jak by to przemyśleć ponownie, może jednak chciał mi powiedzieć, że to lód się załamuje...

poniedziałek, 3 lutego 2014

08


Trzymała mnie mocno za gardło, kawałkiem metalu przejeżdżając mi po nadgarstku. Jej lewe kolano leżało na mojej dłoni, żebym się nie wyrywała. 
- Nic nie poczujesz, tylko Ci pomagam. To Cię uwolni od wszelkich myśli.
PUŚĆ MNIE chciałam krzyknąć ale nie mogłam. Czułam tylko jak dławię się własną śliną, a moje gardło wydaje nieprzyjemny odgłos. Cała moja uwaga była skupiona na bólu w powiekach, a raczej śmiesznemu pulsowaniu, przez mocne ściskanie ich. 
Naostrzona żyletka wbiła się w mój nadgarstek, a ja zaczęłam drżeć z bólu, pod dziewczyną. Otworzyłam oczy. To byłam ja. Z uśmiechem od ucha do ucha, przejeżdżałam szybkimi ruchami po nadgarstku, zostawiając bo sobie krwawe ślady. 
 
Obudziłam się z przyśpieszonym oddechem i zacisnęłam zimne palce na jednym z nadgarstków sprawdzając czy na pewno jest cały. Czułam pulsowanie w głowie i nie mogłam się skupić na niczym. Nienawidzę tych snów. Wstałam z łóżka.Usiadłam na parapecie okna, owinięta kocem i zaciśniętymi palcami na telefonie. I w tym właśnie momencie zaczyna dzwonić. SZYMON. Automatycznie odbieram, nie myśląc o tym. Nie odzywam się czekam, aż zrobi to pierwszy.
- Julka? -słyszę jego zatroskany i trochę zmęczony głos.
- Nie, Asia. - powiedziałam oschle.
- Wszystko w porządku?
- Najlepszym - odpowiadam szybko, chcąc zakończyć tą rozmowę.
- Myślę o Tobie - to wywołało u mnie śmiech, szczery śmiech - Przestań mnie karać, proszę.
Podnoszę wzrok na zegarek, druga w nocy. Przecieram dłonią zimny policzek.
- Julka jesteś dla mnie.... - rozłączam się.
Dlaczego nie mogę znieść zdrady? Uważam, że jest to najgorsza rzecz jaką można zrobić partnerowi. Właśnie partnerstwo. Polega na wierności i zaufaniu. Przez jedną głupią rzecz można złamać obie zasady. Czy właśnie to mnie boli? Czy może to, że nie mogę wyprzeć z umysłu tego jak on całował tą dziewczynę, cały czas myślę czy robił to z taką zachłannością, którą uwielbiam i..... i czy byli jakby jedną osobą. Przez chwilę widzieli tylko siebie. Nie myślał o mnie. Więc kiedy mówił że myśli o mnie zawsze, to było kłamstwo. Cały ten związek był kłamstwem. Stekiem bzdur.
Może być jeszcze jeden powód dla którego nie chcę do niego wrócić. Bo go nie kocham. Bo nie potrafię

***

Wtorek. Wchodzę na matematykę spóźniona, omijam moją ławkę, przy której siedział Szymon i usiadłam w ostatniej. Sama. Wyciągam zeszyt z torby i kseruje tablicę do zeszytu, patrzę na cyferki i od razu czuję jak mnie to śmieszy i mocno jebie. Może jakbym się kiedyś skupiła to wiedziałabym o co chodzi, ale nie chce mi się tym zaprzątać głowy. 
Matematyczka każe mi zostać po lekcji i umówić się na poprawę ostatniego sprawdzianu. 
- Już tylko dwa tygodnie do ferii, musisz to poprawić zanim skończy się semestr - mówi oschle, a ja wiem, że wcale jej na tym nie zależy, czuję że sprawiło by jej to radość jak mogłaby mi wstawić smukłą jedynkę do dziennika. Uśmiechnęłam się wbrew temu co przeszło mi przez myśl. Zapisałam się na początek następnego tygodnia i wyszłam z klasy.
Szymon stał pod schodami i rozglądał się, prawdopodobnie szukając - mnie. Odwróciłam się na pięcie i poszłam w drugą stronę. Zeszłam do szatni i ruszyłam w stronę sklepiku szkolnego. Zamówiłam sobie gorącą herbatę, usiadłam przy stoliku i zaczęłam obserwować siedzących tam uczniów. Grupa dość "modnych" dziewczyn pod ścianą głośno się śmiały i opowiadały co stało się na ostatniej imprezie. Żałosne - podpowiedział mi głos w głowie. Uśmiechnęłam się lekko słuchając z którym z chłopaków przespała się dziewczyna z czarnymi włosami. Słyszą ją wszyscy w kawiarence, a jej to nie przeszkadza. Chwali się przed koleżankami swoją nową "zdobyczą" i wygląda jakby wprawiało ją to w zachwyt. Koleżanki cicho się śmieją na każdą wzmiankę o chłopaku/zabawce i podsycają czarną do opowiadania dalej. Przez całą tą śmieszną sytuacje, zastanawiam się tylko, jaki ta dziewczyna musi mieć problem ze sobą, że szczyci taką rzeczą. 
Dzwonek. Laseczki szybko uciekły do klasy, a ja oparłam stopy o blat stołu i powoli popijałam herbatę. Uwolniłam się od wszelkich myśli. Chwilę trwało zanim się zebrałam i ruszyłam w stronę swojej klasy. Znowu spóźniona weszłam do sali i znowu usiadłam w ostatniej ławce. Sama. Poczułam na sobie wzrok Szymona, wzdrygnęłam się. Sięgnęłam do torby po słuchawki, puściłam muzykę, rozpuściłam włosy i naciągnęłam kaptur, chroniąc się przed jego wzrokiem. 


***

 Wyszłam ze szkoły, poczułam jak wyciąga mi słuchawkę z ucha. 
- Nie możesz mnie unikać przez całe życie - powiedział sucho, a ja słyszałam ból w jego głosie, chociaż bardzo chciał to ukryć. Prychnęłam.
- Założymy się? - powiedziałam z pogardą.
- Błagam Cię, zacznijmy od początku, proszę. 
Zaśmiałam się głośno i przyśpieszyłam kroku. 
- Julka - powiedział cicho i przymknął oczy, doganiając mnie. 
Tak bardzo chciałam uciec, zniknąć. Położył mi rękę na plecach, nawet przez kurtkę, paliło mnie to. Strasznie. Obruszyłam się i zwiększyłam odległość od niego. I wtedy zobaczyłam znajomą czerwoną Hondę podjeżdżającą mi pod same nogi. Przyciemniane szyby, ale wiedziałam, że to Olejniczak, któż by inny. Chwyciłam za klamkę i posłałam Szymonowi ostatnie spojrzenie, wchodząc do samochodu. Zamykając drzwi usłyszałam jeszcze ciche "Zrobię wszystko".
- Cześć - przywitał mnie pogodny uśmiech Pawła - wiem, że miałem zadzwonić, ale stwierdziłem, że wyjdę na desperata jak będę do Ciebie wydzwaniał po niecałej dobie. 
Zaśmiałam się szczerze, bo nigdy jeszcze nie ucieszył mnie tak jego widok.

wtorek, 2 lipca 2013

07

- Szulc do sali numer 15, zaraz kogoś do Ciebie przyślę, na razie rozgość się. Ty Kasprzak do 4, tam siedzi Lasek i Orzech. Mamy komunikacje. W salach czekają na was telefony. No już, raz, dwa - głos Olejniczaka rozchodził się po korytarzu.
Uśmiechnęłam się ciepło do Daniela i pognałam na drugie piętro z kluczem w ręku. Kiedy już uporałam się z zamkiem i weszłam do sali ściągnęłam całą przemoczoną kurtkę, bo idąc z moim najlepszym przyjacielem, nie obyło się bez tarzania w śniegu. Ściągnęłam też buty patrząc na swoje całe mokre skarpetki. Położyłam conversy na kaloryferze i pomyślałam o mamie, która nigdy nie pochwalała trampek w zimę. Powiesiłam kurtkę na wieszaku. Rozejrzałam się. Przypuszczam, że była to sala do plastyki. W koło wisiały prace - nie zawsze ładne, ale wszystkie miały to coś. Moją uwagę zwróciło płótno z namalowanymi dwojgiem ludzi, dziewczyna siedziała chłopakowi na kolanach, twarzy praktycznie nie było tylko szerokie uśmiechy. Trzymali się za ręce. Ale dłoni nie było widać. Ręce były jakby złączone, jak rodzeństwo syjamskie! Poprawiłam swoje długie blond włosy. Ten obraz wywołał we mnie dobre uczucia, taką bliskość.
- Szulc, Szulc, Szulc.
Ciepły męski głos wyrwał mnie z przemyśleń.  Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zaśmiałam się, bo nie wiedziałam skąd było słychać głos. Sięgnęłam po swoją komórkę. Nie to nie ona. Odłożyłam ją na stoik. Pomyślałam, że to pewnie telefon - przecież mamy komunikację! Dopiero teraz w rogu sali zauważyłam biurko, a na nim jakiś wielki przedmiot, wzięłam krzesło i przysunęłam do biurka. Sprzęt był stary, szukałam jakiegoś punktu wyjścia. Musi mieć mikrofon do mówienia, czyli pewnie słuchawkę. Niestety nie mogłam jej znaleść.
- ODBIÓR!!!! - wzdrygnęłam się.
Nie spodziewałam się tego. Nadal nie wiedziałam W CO mam mówić, ponieważ nie mogłam znaleść żadnego mikrofonu. Nie znałam głosu mówiącego z drugiej strony. Pomyślałam że to Orzech, albo Lasek. Nigdy w życiu z nimi nie rozmawiałam i nie umiałam ich rozpoznać tylko po tonie w jaki sposób mówią.
- Ty głupia idiotko! - teraz byłam pewna, że to Daniel - Słuchawka jest w skrzynce obok. Podłącz ją, a później pokręć tą korbką z boku jak chcesz nadać przekaz. A chcesz, bo masz nam odpowiedzieć!
Zaśmiałam się i zrobiłam co mi kazał. Korbka ciężko chodziła, ale nie sprawiło mi to większej trudności.
- Odbiór, odbiór - powiedziałam do słuchawki.
- Posłuchaj - znowu ten ciepły głos -Sekcyjny mówi, że musi podłączyć sprzęt tępakom, a my mamy się.... - sygnał się przerwał.
- Słyszę Cię na 2, słyszę Cię na 2 - powtarzałam w słuchawkę, pragnąc żeby ten kojący głos wrócił.
Ta formułka to jedyne co pamiętałam z zeszłych zajęć. Było po prostu nudno jak nigdy, uczyliśmy się zwrotów na pamięć co mówić przez ten zestarzały telefon. I fonetyczny alfabet NATO!!! To dopiero jest głupie! Na wojnie nie możesz powiedzieć 'Ej stary napierdalają nas!', mówisz jak debil po literce, na wypadek gdyby arabowie podsłuchiwali 'echo juliet sierra tango alfa romeo janki november alfa...'i cały czas tak! Nie dość, że się gubiłam to ja po polsku nie umiałam tych słów przeliterować! Bo dysleksja i inne dysfunkcje mózgu.
- A teraz? - odezwał się Kasprzak.
- Słyszę Cię na 5 - odparłam trochę zawiedziona, że to on się odezwał.
- No to słuchaj, Sekcyjny poszedł podłączyć sprzęt reszcie drużyny, a my się mamy tobą zająć. Czyli Cię pomęczyć, ale nie chce nam się tego robić, więc po prostu z tobą pogadamy co ty na to? - zaśmiał się Daniel.
Przekręciłam korbkę.
- Stary wiesz, że Cię kocham i mogłabym z tobą całe życie rozmawiać.
- Dzięki za entuzjazm. 
- Dzięki za pomoc przy montowaniu słuchawki - zaśmiałam się.
- Wybacz, że tak późno, ale zdarza mi się zapomnieć, że jesteś malutkim tępaczkiem, a kumple nie podpowiadają mi takich rzeczy - wyobraziłam sobie jak się uśmiecha - OD RAZU MÓWILIŚMY ŻEBY PRZYPOMNIAŁ O SŁUCHAWCE - usłyszałam głos trzeciego chłopka. Nadal ich nie rozróżniałam.
- Dobra, dobra. Chcieliście po prostu żebym ja biedny rekrut sama się wszystkiego domyśliła!
Poprzekomarzaliśmy się jakiś czas, na zmianę słyszałam Daniela, chłopka z ciepłym głosem i tego trzeciego. Następne piętnaście minut rozmawialiśmy o jakiś błahych sprawach, aż temat niespodziewanie zszedł na mnie.
- Pewnie wszyscy Cię tam podrywają, niezła z Ciebie dupa - powiedział trzeci głos.
W tym momencie usłyszałam zamykanie drzwi do mojej sali, odwróciłam się i zobaczyłam Pawła - sekcyjnego Olejniczaka.
- Przyszedłem się przywitać - rzucił torbę na podłogę, na jego twarzy widniał uśmiech i pokazały się jego dołeczki.
- Dzień dobry - powiedziałam cicho, wstając, pokazując szacunek do jego stopnia.
- Mam nadzieję, że... - nie zdążył skończyć zdania, bo usłyszeliśmy głos Kasprzaka.
- Pamiętaj Szulc zerżnę Cię kiedyś jak świnie kiedy zaśniesz - zaczęłam się śmiać zatykając głośnik, ale zrobiłam to za późno.
Olejniczak podszedł do mnie, tak blisko, że poczułam zapach jego perfum. Uwielbiam zapach męskich perfum, dezodorantów itp. Dla tego zapachu żyje. Przymknęłam oczy, a sekcyjny chwycił za słuchawkę, przekręcił korbką i krzykną do telefonu.
- KASPRZAK 100 POMPEK I MAM SŁYSZEĆ JAK LICZYSZ.
Paweł złagodniał w ułamek sekundy, podszedł do swojej torby i zaczął wyciągać mundur, rzucił go na jakąś ławkę. Usiadłam, a on zwrócił głowę w moją stronę.
- Chciałem zapytać, czy nie masz mi za złe czegokolwiek co powiedziałem wtedy.
Zastanowiłam się i przypomniałam sobie o rozmowie w Maku, o tej, która dotyczyła mojego ojca.
- Nie - westchnęłam.
- To dobrze. Posłuchaj, nie będę się nad tobą litował, czy coś nic się nie zmieni. Tak?
Uśmiechnęłam się szeroko, z szyderstwem wypisanym na twarzy.
- Naprawdę myśli Pan, że tego chcę? Że właśnie o tym myślę? Nie. Nie chcę żeby mnie Pan żałował, ani się litował. Nie chcę tego. Nie chcę żeby ktokolwiek to robił! - wstałam.
Chciałam przedostać się do wyjścia. Może ze mnie wyciągać informacje o moim ojcu. Może ze mną o tym dyskutować. Ale nie może mnie traktować jak sześciolatkę. Nie w momencie kiedy chodzi o niego. Jakbym to ja mu się chciała wyżalić! Przecież to on poprosił mnie o spotkanie. Przecież to on mówił, że mu przykro. Dlaczego teraz, mówi do mnie, jakby wcale nie miał na to ochoty, jakbym go o to prosiła. Zrobiło mi się słabo. Ruszyłam w stronę drzwi.
- Nie, przepraszam. Nie o to mi chodziło - powiedział, kiedy zobaczył jak mnie to ruszyło.
Nie docierały do mnie te słowa, nie chciałam go słuchać. Łzy napłynęły mi do oczu, zamknęłam je,  bo był to jedyny sposób, żeby się nie skompromitować. Chciałam iść już do Arka. Z telefonu dochodziło do mnie ciche liczenie 55..56..57..58.. I tylko dźwięk głosu mojego przyjaciela, pozwolił wrócić mi do stanu używalności. Ale wtedy Olejniczak już był przy mnie i obejmował mnie mocno, żebym nigdzie nie wyszła. Poczułam uderzający zapach męskości.
- Nie chciałem Cię urazić - powiedział cicho.
Miałam ręce puszczone luźno wzdłuż ciała, a jego dłonie, mocno napierały na moje plecy. Nie chciałam żeby mnie puszczał. Błagałam Boga, żeby właśnie tak umrzeć. Rozluźnił się powoli, nie czując mojego oporu, NIE NIE NIE NIE PUSZCZAJ PROSZĘ. Ale on tego nie słyszał. Czułam już tylko jego perfumy, nie dotykał mnie. Otworzyłam oczy.
- Sorry, w niektórych sprawach jestem bardzo wrażliwa - uśmiechnęłam się z wymuszeniem.
Sekcyjny uśmiechnął się i starł mi łzę z policzka, przy okazji poprawiając mi włosy za ucho. Od razu pomyślałam o Kasprzaku - on robi to samo. Co za kochany gest. Uśmiechnęłam się szeroko tym razem szczerze.
- Powiedz temu debilowi, że ma jeszcze zrobić pięćdziesiąt pompek, a Orzecha zapytaj czy ma dla mnie składki, czy znowu zapomniał. A ja się przebiorę, jeśli Ci to nie przeszkadza.
Pokiwałam głową i usiadłam za biurkiem tak, żebym mogła obserwować Pawła kontem oka. Chwyciłam za telefon i powiedziałam.
- Panie starszy strzelec Kasprzak - przy starszych stopniem musiałam się do nich odnosić z szacunkiem, tak jakby byli ode mnie starsi nie tylko rangom - Pan Sekcyjny Olejniczak każe mi poinformować Pana, że ma Pan zrobić jeszcze pięćdziesiąt ugięć ramion - usłyszałam za plecami śmiech.
- Nie nadużywaj słowa Pan bo się za bardzo dowartościuje - głos Pawła wywołał u mnie dreszcz, uśmiechnęłam się.
- Tak jest - usłyszałam głos Daniel, a po chwili liczenie - 1..2..3..4..
-Panie Starszy Strzelec Orzech.
- Odbiór - odpowiedział mi ciepły głos.
- Pan Sekcyjny pyta czy ma Pan składni dla niego...
- Czy dalej tępaku zapominasz - dodał sekcyjny.
- Mam, oddam po zajęciach - odezwał się Orzech.
- Odłóż słuchawkę i już nie rozmawiaj z tymi kretynami, powiedz mi jak się czujesz - powiedział Paweł.
Jak się czuję... Zadaje sobie to pytanie od roku... To zależy na jaki temat. Strzelec, Arek, Daniel wręcz zajebiście, zawsze jest z tym dobrze. Szymon - czuję się skołowana i nie wiem co z nim zrobić. Nie mam po prostu pojęcia... Tata, Mama - no gorzej być chyba nie może.
- Jest nieźle - usłyszałam swój głos i obróciłam krzesło w stronę Olejniczaka w momencie kiedy zakładał zieloną koszulkę i rozpinał pasek od spodni - prawie jak striptiz - zażartowałam.
A on popatrzył się na mnie z pod byka. Uśmiech spłynął mi z twarzy, a sekcyjny zaczął się śmiać.
- Przy mnie masz się czuć swobodnie, jak najbardziej. Tylko nie puszczaj takich tekstów na zajęciach - zsunął spodnie i ukazały się jego pięknie umięśnione nogi.
- Nie jestem głupia - powiedziałam, nie odrywając wzroku od jego ciała.
W ogólnym rozrachunku, Paweł był chyba najdoroślejszym i najprzystojniejszym facetem jakiego znam.
- Wiem, że nie jesteś - naciągnął spodnie i narzucił górę od munduru na siebie - chodź na zajęcia.
Otworzył mi drzwi, a w momencie kiedy przez nie przechodziłam położył mi dłoń na plecach. 

*** 

Wyszłam z sali wraz z Sebastianem i Jolką. Obgadaliśmy sobotnie zajęcia i pożegnaliśmy się. Usiadłam na ławce. Z góry zaczęli schodzić strzelcy i starsi strzelcy, podbiegł do mnie Daniel i pocałował mnie w czoło. 
- Idę do Pauliny, pozwolisz, że tym razem nie odprowadzę Cię do domu - powiedział wesoło. 
Zaśmiałam się i łaskawie puściłam go do dziewczyny. Stałam jeszcze chwilę przed klubem garnizonowym szukając słuchawek i mp3.
- Czekasz na mnie? - uderzył mnie głos Pawła.
- Jasne, na kogo innego panie sekcyjny - uśmiechnęłam się szeroko.
- Podwiozę Cię do domu, gdzie mieszkasz?
- Nie, dziękuję poradzę sobie.
- Nalegam - po schodach zaczęła schodzić cała kadra - Do samochodu - podał mi kluczyki - A mi daj jeszcze trzy minuty - uśmiechnął się szeroko, kiedy wzięłam kluczyki i z opuszczoną głową ruszyłam w stronę auta.
Dopiero siedemnasta, a już było ciemno jak w dupie. Samochód Olejniczaka to czerwona honda. Nic nie widziałam, pyknęłam kluczykami i zaświeciło się czarne Lamborghini. Zamykałam i otwierałam samochód nie mogąc uwierzyć, że to do niego mam wsiąść. Otworzyłam drzwi od strony pasażera a w środku zapaliło się światełko, a ja patrzyłam na obite skórą fotele, deskę rozdzielczą i przepiękną kierownicę. Nigdy dotychczas nie zachwycałam się samochodami, ale nastał ten moment.
- O w dupę - westchnęłam cicho.
- To nie mój samochód - zaśmiał się Paweł, a ja się wzdrygnęłam - Mojego brata, wsiadaj - uśmiechnął się szeroko.
- Ja chyba nie mogę jechać takim drogim autem - zaśmiałam się.
Przytrzymał mi drzwi i zamknął je za mną. Zapięłam pas i zatopiłam się w fotelu. Paweł usiadł za kierownicą, odpalił samochód i ruszył. Samochód prawie, że płyną po jezdni, a ja byłam pod wielkim wrażeniem. Sekcyjny jakby czytał mi w myślach i powiedział:
- To głupie, że imponuje Ci samochodem brata. Powinienem Cię zachwycać, inteligencją, humorem - uśmiechnął się szeroko.
- Seksapilem - zaśmiałam się.
- O to mi akurat chyba wychodzi najlepiej - wyjechał z posiadłości klubu - Gdzie mam jechać kobieto? Nie domyślę się sam.
- Kwiatowa 4.
- Okej.
Zadzwonił mój telefon. TATA. Żołądek miałam tuż pod gardłem, nogi mi się trzęsły i zrobiłam się cała blada.
- Co się stało? - zapytał Paweł dość pewnie.
Pokazałam mu wyświetlacz mojego telefonu, bo dalej nie mogłam nic powiedzieć. Sekcyjny zatrzymał się na poboczu i wziął ode mnie telefon. Nie miałam nawet siły się opierać, czułam się jak z waty.
- Halo Paweł Olejniczak z tej strony w czym mogę pomóc? - chwila przerwy - Nie, nie przykro mi to pomyłka - przerwa - Nie, nie znam przykro mi. Do widzenia.
Rzucił mi telefon z powrotem i zacisnął ręce na kierownicy. Zacisnął zęby w kreskę. I teraz zobaczyłam, że to on jest zestresowany.
- Paweł.. - dotknęłam delikatnie jego ramienia.
- Denerwuje mnie to, że on wywołuje w tobie takie uczucia - mówił do mnie jak na poligonie, przywykłam do tego tonu - Przecież to nie Twoja wina, że jest zboczeńcem.
- Nigdy mu nic nie udowodnili...
- Ale laski widziały go biegającego nago po akademiku.
- Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę, rozumiesz! - powiedziałam nie miło.
- Dobrze - przymknął oczy i rozluźnił ręce - Zabrać Cię gdzieś? Jakieś jedzenie, kawa?
- Nie, tylko do domu. Tylko do Arka.
- Dobrze.
Nie odzywaliśmy się do siebie aż dojechaliśmy pod mój blok. Zgasił samochód i światła.
- Martwię się o Ciebie - powiedział cicho.
- Spoko, nie trzeba - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Nie wiem dlaczego, ale mam potrzebę uszczęśliwienia Cię.
- Bo jestem cudowna - zaśmiałam się, położyłam głowę na zagłówku, przechylając głowę w jego stronę.
- Zadzwonię do Ciebie jakoś w tygodniu.
- Nie ma problemu - uśmiechnęłam się na samą myśl stworzenia znajomości z sekcyjnym - Dobrej nocy - otworzyłam drzwi od samochodu i wysiadłam.
- Dobranoc Szulc.
Wpisując kod do drzwi, usłyszałam zapalający się silnik Lamborghini. Uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do klatki.

czwartek, 27 czerwca 2013

06


Nawet nie wracałam do domu. Od razu poszłam do Daniela. Wskoczyłam mu w ramiona niczym radosna gazela.
- Jezus, chyba miałaś dobry dzień – uśmiechnął się, poprawiając mi włosy za ucho.
- Nie. Beznadziejny. Ale jestem dobrą aktoreczką – zaśmiałam się, ściągając buty.
- Masz ochotę o tym porozmawiać?
- Nie, w ogóle.
- Okej, to co. Strzelca mamy za godzinkę. Zamówimy pizze?
- Jasne, a dzisiaj ja płacę! Aruś się wziął do roboty od razu mam pieniążki – uśmiechnęłam się szeroko.
Zadzwoniłam po pizze i usiadłam na łóżku przyjaciela. Usiadł obok mnie, opierając mi głowę na kolanach. Położyłam rękę na jego włosach, przesuwając palcami od karku aż po czubek głowy. Jego jasne loczki oplatały moje blade palce. Rozciągnął nogi wzdłuż swojej pościeli, a stopy wystawały mu za ramę łóżka. Jest bardzo wysoki, zawsze wyobrażałam sobie jak się kochają z Pauliną, ona jest taka niziutka. Przecież, albo się całują, albo jej wkłada, bo to niemożliwe żeby ona sięgnęła i tu i tu. Chyba że Daniel ma bardzo długą pałę. Nie, nie ma. Przecież to wiem.
- Byłem dzisiaj nad morzem - zabrzmiał mi głos Kasprzaka w uszach.
- Ej stary, nie zpizgało Cię? Mi tak zimno, że nie mogę tu wytrzymać. Plus, nie masz szkoły czy coś?
- Nie było tak źle. Wiesz, szukam pracy na wakacje i tak myślę, że tam będzie najlepiej. Miałem szkołę, ale znasz moje podejście, 4.0 siedzi jak co roku i spokojnie mi wystarczy – uśmiechnął się szeroko, a ja podniosłam lewą brew do góry, lekko zaciskając usta.
- Zapomniałam, że ty jesteś z tych mądrych – prychnęłam.
- Mówisz to jakby to było coś złego, a twój chłoptaś – skrzywił się.
No tak. Przecież Szymon był mądry. Jego świadectwo bez paska jest jak PIKEJ, który nie mówi 'a w stanach to samochody, domy, hajs, a w stanach to to, sramto'. Zawsze o tym zapominałam, przy mnie często zachowywał się jak ostatni tępak. A może to ja byłam głupia? Może tylko takie żarty po prostu rozumiałam...
- Mój były „chłoptaś” – uśmiechnęłam się, a Daniel podniósł się i zmarszczył brwi.
- Opowiedz.
- No bo, no wiesz jak jest. Życie – udawałam nie zmartwioną i starałam się uśmiechać, ale chyba nie za dobrze mi to wychodziło.
- Ale powiesz mi normalnie, czy mam z ciebie wszystko wyciągać? - głośno westchnęłam. 
- Eh, kojarzysz Stasie? Znaczy wszyscy mówią do niej Asia, ale to Stasia. Przyjaciółka Szymona – machnął potwierdzająco głową – No to. Całowali się, na imprezie. Akurat nie mogłam iść, no wiesz. Live is brutal i tak dalej – czułam jak łamał mi się głos i jak bardzo nie chcę o tym rozmawiać, a już w szczególności z nim. Jest moim najlepszym przyjacielem, ale mieliśmy różne zdania na takie tematy.
- Kto Ci powiedział?
- Justyna z mojej klasy, ale nie kłamała. Widziałam zdjęcie, a nawet na początku się nie wypierał. No wiesz jak jest. Dupek, ale z klasą. Przynajmniej przeprosił… A nie poczekaj. W sumie to nie przeprosił, ale chyba z jego słów można wywnioskować, że żałuje. Chociaż nie… No nie wiem. Nie wiem co z tym zrobić… Chyba potrzebuje kogoś, kto będzie mówił o swojej miłości.
- Szulc, skarbie. Jak to, ktoś kto będzie mówił o miłości?
- No czego nie rozumiesz… - skrzywiłam się.
- Jak to czego. Nie rozumiem tego, że nie mówi Ci o miłości. Pokazuje ci to?
- Boże ja nie rozumiem o co ty mnie pytasz. Naprawdę średnio funkcjonuje… Powiesz jasno, albo nie mów wcale – powiedziałam oschle, już bardzo nie chciałam z nim rozmawiać o Szymonie, a dalsze pytania wytrącały mnie z równowagi.
- Czy wiesz, że cię kocha?
- Tak.
- Dlaczego?
- Wiesz, że jest dla mnie wspaniały.
- Więc o co chodzi, myślałem że lepiej jest jak widzisz, że ktoś cię kocha, a nie tylko słyszysz - popatrzył mi się prosto w oczy.
- Uważasz, że powinnam mu tak wybaczyć po prostu i już? Wszystko powinno być jak wcześniej?
- Nie.
- No to o co ci chodzi! W ogóle cię nie rozumiem!
- Uważam, że nie powinnaś się na niego gniewać przez wieczność. Jest głupią świnią, ale wiedziałaś to jeszcze za nim zaczęłaś się z nim spotykać. Nie oczekuj, że przez pół roku zmienił się w twojego pieska. Sama mówisz, że wiesz, że cię kocha, więc w czym jest problem.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam Czerwone Malboro, siadam na parapecie, otwieram okno, podciągając kolana do brody. Zapaliłam papierosa. Zaciągnęłam się. Wypuściłam dym. Czułam jak moje usta drętwieją. Czułam ten impuls idący przez moje ciało. Mój tata mówił zawsze, że trzeba zgrać się z fajką, bo inaczej palenie nie ma sensu. Więc w tym momencie byłam tylko dziewczyną z papierosem. Nie mam historii. Nie ma, że było, że będzie. Jest tylko teraz. Czułam zawirowanie w głowie. Uśmiechałam się, ciągnąc następne buchy. Tak bardzo lubię ten stan. Wiem, że Daniel mi się przygląda. Nie patrzę na niego, ale wiem jak wygląda. Zaciśnięte usta, zmartwione oczy, zmarszczone czoło i splecione ręce na piersi. Domofon.
- Portfel mam w największej kieszeni torby. 
Słyszę jak wstaje i podchodzi do drzwi. Zamykam oczy, a zimno opatula moją twarz. Uśmiecham się. JESTEŚ SZCZĘŚLIWA JESTEŚ SZCZĘŚLIWA JESTEŚ SZCZĘŚLIWA zaśmiałam się, zeskoczyłam z parapetu i poszłam do Daniela. Siedział w kuchni, rozpakowując pizze na talerze. 
- Jedz szybko zaraz wychodzimy - powiedział i uśmiechnął się delikatnie. 
- Dla ciebie wszystko. 
Usiadłam przy stole, zjadając pizze. Kasprzak oparł się o framugę drzwi, włożył ręce do kieszeni. I po patrzył się na mnie z góry. Odłożyłam jedzenie, podparłam ręką brodę i popatrzyłam się na niego, czekając co powie. 
- Chcę żebyś mi powiedziała co z nim zrobisz. 
- Wyrucham go - zaknęłam oczy i pokiwałam głową, wymachując rękami. 
- Wiesz o co mi chodzi. 
- Nie chcę o tym już rozmawiać - zaśmiałam się i wróciłam do jedzenia pizzy. 
- I tak mi powiesz - usiadł koło mnie - wcześniej czy później, zawsze to robisz - uśmiechnął się szeroko, a ja ściągnęłam paprykę z pizzy i rzuciłam w niego. 
- Mówiłam debilom, że nie chcę tej jebanej papryki! 
- Ubrudziłaś mi spodnie.. 
- No i dobra i tak jesteś zawsze brudny. 
- Ubrudziłaś mi spodnie! Chodź tu teraz suko i zjedz to! 
Rzuciłam mu papierowy ręcznik. 
- Za kogo ty mnie masz - uśmiechnęłam się szeroko, a on wytarł spodnie - Wiesz jak są te tabliczki "zły pies" na bramach domów? - pokiwał głową - No to mój sąsiad nakleił sobie na bramę tabliczkę "zła suka" i zamiast pieska nakleił zdjęcie swojej żony - zaczęliśmy się śmiać.
- To ci sąsiedzi co się tak kłócą na cały ryj? 
- No to oni. Ostatnio miał taką szramę jak Arek na ryju, myślę, że rzuciła go jakimś talerzem czy coś! 
- Albo ona przeczytała 50 twarzy Greya i zachciało jej się ostrego jebania.
- O Jezu, Panie Kasprzak. Dlaczego dobiera Pan brzydko słowa? - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- To moje after ego, podobno dziewczyny lubią takich bad boyów! - zrobił łobuzerską minę i po chwili zaczął się złowrogo śmiać.
Poczułam jak bolą mnie kąciki ust od śmiechu. Skończyliśmy jeść pizze, Daniel poszedł się przebrać, a ja po nas posprzątałam. Kiedy już wyszedł z pokoju zakładałam buty. Wstałam i cicho westchnęłam. Wyglądam nieziemsko. Miał na sobie mundur i desanty. W ręku trzymał zielony beret i miał roztrzepane włosy. Wyciągnął z kieszeni czarną czapkę, założył ją, a beret z orzełkiem włożył do kieszeni. Sięgnął do mojej torby po czarne rękawiczki. Sama marzę o takim stroju. Daniel jest starszym strzelcem w naszej organizacji. Ja jestem dopiero rekrutem, czyli taką dziewczynką na próbę, sprawdzają czy mam dobrą kondycję, psychikę itd. Mam rosyjski mundur, długie glany, zamiast desantów i granatowy beret. Ale nie muszę tego zakładać w tygodniu na zajęcia teoretyczne, tylko na poligony - w soboty. Patrzyłam się na niego jak głodny na chleb.
- Lubie cię takiego - powiedziałam kusząco. 
Pocałował mnie w czoło i poszliśmy na spotkanie do klubu garnizonowego.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

05

Obudził mnie budzik w telefonie. Podniosłam się powoli, wiedząc że mam jeszcze godzinę do wyjścia. Włączyłam płytę Bisza i podkręciłam głośniki na maksa. Rozpuściłam włosy i wzięłam szybki prysznic.Rozczesałam włosy i owinęłam się cała ręcznikiem. Wcisnęłam kapcie na stopy i poszłam do swojego pokoju. Wsunęłam się pod kołdrę i oparłam o ścianę. Przymknęłam oczy, głośno westchnęłam i wsłuchałam się w piosenkę.

Twoje marzenie się ziści, po prostu twój czas na miłość to jak na razie czas przyszły.

Przykurczyłam nogi i oparłam głowę na kolanach. Przygryzłam wargę i ściągnęłam brwi. Ból. Jakby w środku całego ciała rozwalało mnie na kawałki. Jak szklanka rzucona o kamień. W głowie rozbrzmiewało mi głośnie NIE CHCE CIĘ NIGDY NIE CHCIAŁ NIE CHCIAŁ Z TOBĄ BYĆ NA SERIO, szybko pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam całe to beznadziejne uczucie. Umyłam twarz i ściągnęłam z suszarki bieliznę, wkładając ją na siebie. Spojrzałam w lustro, podkrążone oczy, czerwony nos i opuszczone ramiona. Dobrze, że Arek spał dzisiaj u Kasi. Jakby mnie taką zobaczył to nie pozwolił by mi iść do szkoły. Związałam włosy w koka, ubrałam za duży sweter, włożyłam dżinsy i conversy, spakowałam się i wyszłam do szkoły. 
Szłam bardzo wolno, nie musiałam się śpieszyć, zostało mi dobre 20 minut do lekcji, a szkoła była za rogiem. Jego dłoń ścisnęła moje ramie. Od razu wiedziałam, że to on, odsunęłam się. W ogóle mnie nie zdziwił, właśnie tego się spodziewałam.
- Miałem nadzieje, że Cię spotkam przed szkołą- patrzyłam na wprost udając, że go nie słyszę - Myszko - szepnął mi do ucha, a jego dłoń pojawiła się na moich plecach.
- Wypierdalaj - głos ugrzązł mi w gardle, ale przypuszczał że on zrozumiał sens.
- Takie mocne słowa w takich pięknych ustach - zaśmiał się delikatnie.
- Zamknij ten swój ryj i wypierdalaj stąd proszę Cię - zrzuciłam jego rękę z moich pleców, a on pochylił się do mojego ucha.
- Mów mi brzydko po niemiecku - poczułam jego oddech na mojej szyi.
Byliśmy już przed szkołą.Wchodząc poczułam lekki podmuch zimna. Zatrzymałam się pod planem.
- O ironio, niemiecki - Szymon zaśmiał się, wchodząc po schody na drugie piętro.
Niechętnie ruszyłam za nim, jak najbardziej przedłużając tę drogę.Ciągnęłam nogę za nogą, opuszczając głowę jak najniżej. Poprawiłam torbę na ramieniu i usiadłam pod klasą. Dwie sekundy później siedział koło mnie, głaszcząc moje kolano.
- Szymon - popatrzył mi prosto w oczy - czego nie rozumiesz w słowach 'nie chcę z tobą więcej rozmawiać, wypierdalaj z mojego życia'.
- Nie chcę tak tego skończyć.
- To nie ty to kończysz, tylko ja. Więc łaskawie, weź tą łapę z mojego kolana, bo nie wiadomo w czyjej cipce siedziała - powiedziałam to z niesmakiem, łapiąc go za nadgarstek i zrzucając jego rękę.
Oparł głowę o ścianę.
- Bardzo mi na tobie zależy - już na mnie nie patrzył.
- Zależało Ci. Naprawdę w to wierze. Jak drapałeś Kasie Asie Srasie po gardle. Językiem - skrzywiłam się.
- Patrzysz na to ze złej strony.
- Ty za to miałeś cudowny widok na tą sprawę, z perspektywy jej dupy, mmmmm - uśmiechnęłam się szeroko.
Zadzwonił dzwonek, wstałam. On za mną, chwycił mnie za ramiona i przycisnął do ściany.
- Wiem, że zawaliłem. Po prostu potrzebowałem sprawdzić czy tylko z tobą czuję ten impuls.
Odepchnęłam go, czując jak łzy napływają mi do oczu, chwyciłam za torbę i wbiegłam do klasy, siadając do ostatniej ławki.Wyciągnęłam z torby tylko szkicownik, a Szymon usiadł obok mnie. Nie odezwałam się, tylko głęboko westchnęłam. Ścisnęłam ołówek i zaczęłam rysować mamę. Piękną, uśmiechnięta kobietę ze zmarszczkami przy ustach od głośnego śmiechu. Przypominam go sobie i łzy lecą mi ciurkiem z oczu, robię to tylko dlatego, że mój były oparł głowę o swoje splecione ramiona i przysypiał. Miałam ochotę wplątać palce w jego włosy i głaskać go przez całą lekcję.
- Przestań płakać - powiedział cicho i ziewnął.
- Przestań żyć.
- Jak ja umrę dzisiaj to ty umrzesz jutro - wyobraziłam sobie jak się uśmiechnął i zrobiłam to samo ocierając łzy z policzków.
- Myślałam, że bez Ciebie umrę i chyba umarłam - powiedziałam z ironią i roześmiałam się.
- Odpuść mi już. Co mam zrobić? - przekręcił głowę w moją stronę i dopiero wtedy zobaczyłam, że ma podpuchnięte oczy. Mam nadzieję, że nie płakał, tylko nie spał w nocy. Nie mogłabym sobie tego wyobrazić. Pochyliłam się ku niemu, opierając brodę o jego ramię, tak żeby nikt oprócz niego nie słyszał.
- Cofnij czas i nie ruchaj innej.
- Nie kochałem się z nią.
- Nie kochałeś też mnie - uśmiechnął się i z powrotem oparł głowę o ramiona.
Przez cały dzień więcej nie rozmawialiśmy, otwierał mi drzwi do klasy, siadał koło mnie, ale się nie odzywał. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę jaka byłam samotna. Przeciwnie miał on, co chwile ktoś mówił mu cześć i uśmiechał się. Z dziesięć razy złapałam się na tym, że otwieram buzię żeby powiedzieć mu jakąś głupotę, która mi wpadła do głowy. Od razu się rozmyślałam, zastanawiałam się czy to widział, ale chyba nie. Z nikim innym nawet nie miałam ochoty rozmawiać. To był okropny dzień w szkole. Czułam się jakbym chciała, a nie mogła. Hej - podpowiedział mój głos w głowie - może to jak z rzucaniem palenia, trzy pierwsze dni są najgorsze.

piątek, 3 maja 2013

04

- Halo Arkadiusz gdzie ty jesteś? - drżącą z zimną ręką trzymałam telefon.
- Już jadę mała, daj mi pięć minut - odezwał się mój brat.
Stoję pod galerią trzymając torby z zakupami na nadgarstkach. Mój braciszek był naprawdę kochany, kupił mi co tylko chciałam i nie patrzył na cenę ani na to czy jemu się to podoba czy nie. Chwilę później podjeżdżał już po mnie samochodem.
- Ile można na Ciebie czekać, Jezu.
- Gdzie Jezu, wystarczy Arek - zaśmiał się zawracając samochodem na główną ulicę - Jedziemy teraz do restauracji, weźmiesz zeszyty i pomogę ci z matmy. Tak?
- Tak - mimowolnie się skrzywiłam.
Pikanie mojego telefonu. Wyciągam go. Na ekranie pojawia się napis 'Nowa wiadomość od: Szymon'. Nawet nie klikam wyświetl. Chowam komórkę z powrotem i opieram się wygodnie o siedzenie.
- Odpisz mu w końcu.
- To nie jest Twój interes, powtarzam setny raz - popatrzyłam z pode łba na brata.
- Jakby mu nie zależało to by nie pisał trzysta esemesów na godzinę.
- A jakby mu zależało, to by się nie lizał ze swoją przyjaciółką - powiedziałam z żalem, w powietrzu pokazując cudzysłów przy słowie 'przyjaciółką'.
- Ja bym mu dał drugą szansę.
- I tak go zobaczę jutro w szkole.
- Okej, więc spróbuj z nim pogadać - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i zaparkował samochód pod chińską restauracją.
Mój brat zawsze był dla mnie dobry. Dlatego ja też starałam się być dla niego dobra. Wyciągnęłam książki i ruszyłam w jego stronę. Arek jest bardzo przystojny, mimo swojej blizny, która jest naprawdę ogromna, ciągnie się od kącika ust do końca kości policzkowej. Uwielbiam jego zielone oczy, szczególnie jak są smutne. Są jeszcze większe i przeszklone. Po nich od razu widać co czuje.
- Gapisz się - popatrzył na mnie kątem oka.
- Wcale nie - odwróciłam głowę.
- O czym myślisz?
- O tym, że masz piękne oczy jak jesteś smutny.
- Nie jestem smutny.
- No wiem, ale jesteś wtedy piękny!!
- Nie wiem o co ci chodzi dziewczyno - roześmiał się delikatnie, przytrzymując mi drzwi.
- Jak wszyscy, nawet własny brat mnie nie rozumie - teatralnie wzdycham.
- To przecież nie Twoja wina, tylko wszystkich dookoła.
- No wiadomo że tak, ja mówię jasno - usiedliśmy przy stoliku na końcu sali.
Następną godzinę siedzieliśmy u chińczyka, jedliśmy i Arek tłumaczył mi matematykę. Był dobrym nauczycielem, spokojnym i tłumaczył wszystko, a nie to co mu się podoba. Zapłacił rachunek i pojechaliśmy samochodem do Sopotu. Zawsze tam jeździliśmy jak byliśmy blisko. Jak zwykle poszliśmy na molo. Popatrzyłam na zegarek. 17.00 i już było ciemno. Molo w Sopocie po ciemku, to miejsce dla którego zdecydowanie żyje. Ludzie tam nigdzie się nie śpieszą, trzymają się za ręce, są po prostu szczęśliwi. Przychodzą z bliskimi osobami lub wypić piwo na murku z kumplami. Uczucie jakie mnie wypełnia patrząc na to miejsce jest nie do opisania. Tyle szczęśliwych twarz lub pojedyncze, zamyślone dusze. 
W tym momencie idziemy z Arkiem w milczeniu, dobrze wiem, że on myśli o tym co ja. Jak byliśmy mali zabierał nas tu tata, po kłótni z mamą. Nie kłócili się często, ale to był sposób rekompensaty mojego taty. Mama robiła nam następnego dnia rano naleśniki z czekoladą. Moje ciemne tenisówki stąpały po deskach. Wsłuchiwałam się w dźwięk trzeszczącego drewna pod tymi wszystkimi ludźmi. Nigdy kiedy tu byłam nie było pusto. Stanęłam na końcu mola i usiadłam na deskach, machając nogami. Mój brat kucnął za mną i objął mnie ramionami.
- Wiesz co to szczęście? - usłyszałam swój głos noszący się echem po molu.
- Tak.
- Powiedz mi.
- To jest uczucie kiedy nie jesteś samotny.
- Jesteś szczęśliwy? - zapytałam cicho ze łzami w oczach, poczułam jak Arek się zachybotał.
- Tak, mam wszystko czego mi potrzeba. Ciebie i Kasię, to naprawdę wystarczy tylko musisz w to uwierzyć - poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.
- Nie brakuje Ci tam kogoś?
- Nie potrzebuje rodziców - od parsknął. 
- Jaki dorosły....
- Nie potrzebuje takich rodziców.
- Mama była dobra.
- Ale nie żyje.
- Jak możesz mówić o tym tak oschle?
- Julia, wszyscy umierają - te słowa jakby do mnie nie dotarły. Wyryły mi się w głowie, jakby niewidzialnym palnikiem, przerwał to mój brat niemrawym głosem - A ty? Jesteś szczęśliwa?
- Arek, nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak teraz.
- Więc dlaczego płaczesz?
- Bo chciałabym zapisać to uczucie na dysku i chciałabym móc je włączać kiedy tylko przyjdzie gorsza minuta, rozumiesz o co mi chodzi? - odwróciłam głowę w jego stronę i oparłam swoje czoło o jego.
- Rozumiem - wytarł mi łzy rękawem.
- Wracajmy do domu, muszę się jeszcze pouczyć.
- Dobrze - pomógł mi wstać i wróciliśmy do samochodu trzymając się za rękę. Naprawdę szczęśliwi. 

niedziela, 17 lutego 2013

03

- Halo? - krzyknęłam głośno do telefonu, przyciskając rękę do wolnego ucha, żeby chociaż troszeczkę osłonić się od hałasu.
- Gdzie jesteś moja siostrzyczko najlepsza?
- Arek jestem na Bonsonie! A co? Martwisz się o mnie?
- Dobrze, nie wracaj za późno - i śmiech, to wszystko co usłyszałam, bo w tej chwili raper wszedł na scenę i po całej sali rozległ się głośny damski pisk.
- KOCHAM CIĘ BRAT - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam i rozłączyłam się.
Zaczęłam przepychać się w tłum, szukając wzrokiem Daniela. W końcu go zobaczyłam i stanęłam obok niego, ściskając delikatnie jego dłoń, zwracając jego uwagę, na to że już jestem, a on ścisnął ją mocniej. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i wysunęłam rękę z jego dłoni.
"Mówił, że by za nią umarł, kurwa nigdy nie widziałem żeby ktoś się tak rozumiał" uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, słysząc słowa swojej ulubionej piosenki Bonsona.

***

Starałam się być jak najciszej, wchodząc do domu o drugiej w nocy. Co oczywiście nie znaczyło, że mój brat mnie nie usłyszy. Zapaliło się u niego światło, a ja szybko ściągnęłam buty, spodnie i stanik, udając, że nie wchodzę do domu, tylko wychodzę z pokoju do łazienki. Usłyszałam jego wołanie i delikatnie uchyliłam jego drzwi. 
- Co? Daj mi się wysikać i idę spać - zmarszczyłam brwi, jakbym naprawdę była zła, że zajmuje moje drogocenne minuty snu. 
- Dzwoniła do mnie twoja pani od matmy - otarł oczy ze zmęczenia. 
- Jezu jutro o tym porozmawiamy - delikatnie się uśmiechnęłam, a moje nogi zrobiły się miękkie jak wata. 
- Nie Julka - popatrzył na mnie z poważną miną - nic cię nie usprawiedliwia, żadne kłopoty rodzinne, tego, że zawalasz szkołę i masz wyjebane - spuściłam wzrok - Albo się weźmiesz do roboty i będziesz udawać normalną dziewczynę, z normalnej rodziny, albo ktoś w końcu zainteresuję się tym, że twój brat nie ma praw mieszkać z tobą sam. 
- Mogę z Tobą dzisiaj spać? - popatrzyłam na niego i już po chwili widziałam jak przytakiwał mi głową.
- Pójdę się tylko ogarnąć.
Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki, myjąc zęby, popatrzyłam w lustro na swoje roztargane włosy i dawno już nie świeży makijaż. Szukałam dziewczyny, która była tam rok temu, ale nic nie znalazłam. Tyle się zmieniło, pomyślałam, a łzy napłynęły mi do oczu. Chłopak, który lubił tylko moją dupę, tyle przyjaciół, że nie wiedziałam z kim się umówić danego dnia, kochający rodzice, zawsze przy mnie. Gdzie to wszystko teraz było? Gdzie była dziewczyna, która była w najlepszych elitach? Umyłam twarz, nie zastanawiając się dużej nad tym i jak zwykle próbując myśleć o czymś dobrym. Wzięłam z mojego pokoju poduszkę i kołdrę, zabierając je do łóżka Arka. Wsunęłam się między niego a ścianę, owijając się jak najmocniej w pościel.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział, zawsze wiedział kiedy zadręczają mnie myśli.
- U mnie już chyba nigdy nie będzie wszystko dobrze. 
Odwróciłam się do niego twarzą, kładąc głowę na jego przedramieniu i tak usnęłam. 
Rano obudziłam się cała obolała, po poligonie poprzedniego dnia. Przeciągnęłam się, starając się nie obudzić brata. Wstałam z łóżka, ubrałam się w moje ulubione dżinsy i jakąś luźną męską koszulkę, związałam włosy w jakiś niechlujny kok i wyszłam do sklepu, kupując rzeczy do tostów. Wracając wolnym krokiem do domu, bo przecież nigdzie mi się nie śpieszyło, spotkałam Bartka z bloku naprzeciwko. Z szerokim uśmiechem na twarzy powiedział 'Cześć Julka', a ja zażenowana opuściłam wzrok w ziemię i odpowiedziałam krótkie 'siema'. Chyba nigdy nie zapomnę jak się poniżyłam przed nim, rok temu na imprezie, rzucając mu się na szyję i opowiadając jak strasznie mi się podoba.
Weszłam do domu i zrobiłam tosty dla siebie i dla Arka. Obudził się, gdy właśnie kończyłam. Przyniosłam mu jedzenie do pokoju, siadając na łóżku i opierając się plecami o poduszkę.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - zapytałam go, jedząc wolno tosta.
- Jeszcze nie wiem, masz ochotę gdzieś dzisiaj ze mną pojechać? Do Gdańska na przykład?
- Mówisz serio? - aż mi się oczy zaświeciły - Znajdziesz dla mnie tyle czasu? - zaśmiałam się.
- Jasne, ale jest jeden warunek.
- Wiedziałam musiał być jakiś haczyk.
- Zawsze jest - uśmiechnął się szeroko - Weźmiesz ze sobą matmę i się będziemy uczyć. Znaczy ty.
- Dla Ciebie wszystko - skrzywiłam się mimowolnie.
Po śniadaniu spakowałam książki do torby i piętnaście minut później siedziałam w samochodzie, na siedzeniu pasażera, wyjeżdżając z bratem za kierownica z naszego osiedlowego parkingu. Odsunęłam siedzenie i lekko je rozłożyłam, ściągając buty i stopy kładąc na desce rozdzielczej.
- Hej wiesz co - powiedział Arek.
- No co.
- Wiesz, że siostra Kasi, ma teraz komunie? No i byłem z nią w kościele w czwartek, bo Kaśka nie mogła.
Kasia to dziewczyna mojego brata, są ze sobą od kiedy pamiętam. Ona jest wesoła i miła, ale nigdy nie zrobiła na mnie jakiegoś większego wrażenia.
- No dobra i co dalej.
- No i poszedłem z nią, cały kościół zajebany mocherami. A ona wchodząc wydarła się na cały ryj: kurwa Aruś włosów zapomniałam uczesać - zaśmiałam się.
- Żartujesz? Przecież ona ma z 10 lat.
- No ma i co, ty takich słów nie znałaś jak byłaś w jej wieku?
- No znałam, jasne. Ale jakoś chyba byłam lepsza - uśmiechnęłam się szeroko do niego.
- Wcale nie, byłaś głupia jak but.
- Nadal jestem.
- Wiem to kochana. Wiesz znalazłem sobie pracę - popatrzyłam na niego, podnosząc prawą brew - No dobra, wiadomo, że nie sam. Będę pracował u taty Kasi.
- Uuu super teściu. Kiedy będziesz się uczył?
- Chyba nie będę się uczył, albo przerzucę się na zaoczne. Będę pracował jako informatyk u niego w firmie.
- Hm, to super.
- I dlatego zabieram Cię teraz na zakupy.
- Co? - zaśmiałam się - Przecież jeszcze nie pracujesz.
- Pracuję od miesiąca, wczoraj dostałem pierwszą pensję, przestaniemy żyć z pieniędzy mamy - otworzyłam szeroko oczy.
- No dobrze, ale ja wolę żebyś opłacił mi strzelca, zalegam od trzech miesięcy i potrzebuję nowych desantów.
- Dostaniesz pieniądze na to dzisiaj - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Jezu żartujesz?
- Nie, będziemy żyć jak dawniej. Ze wszystkim damy radę. Tata też na razie wywiązuje się z obietnicy i płaci nam cały czas po te trzy stówy na głowę.
Poczułam ogromną ochotę go przytulić. Tak się starał, żeby wszystko było dobrze.
- Kocham Cię Arek - wyszczerzyłam się i pocałowałam go w policzek.
- Ja Ciebie też - zaśmiał się i włączył swojego pendrive z piosenkami. Na pierwszy rzut poszedł South Blunt System. Zaczęliśmy się kiwać w rytm piosenki, a ja do tego dodałam jeszcze machanie rekami we wszystkie strony. Kiedy tylko zaczął się refren, Arek zaśpiewał: 
- Była głodna bo jej tosty już poczerwieniały z żaru! 
- Ona wciąż tu jest chodź już nie possie na balu! - odpowiedziałam na jego rymy, śmiejąc się 
- To biała rzeka spermy spływająca po jej dłoniach! 
- To nie tak miało być taka nie miała być jej dola! 
- Joł joł madafaka tutaj bity z grubej wytwórni szulców. 
- Tak jest, V mam nadzieje że nagramy coś kiedyś! 
Zaśmiałam się głośno, wymachując rękami w przód. Mój brat przycisnął gaz, bo wjechaliśmy na dwupasmówkę.