- O czym myślisz? - zapytał mnie, patrząc na drogę, a ja uświadomiłam sobie, że wychylam się lekko do przodu, żeby mieć lepszy widok na jego dłonie. Zaśmiałam się ciepło.
- Nie uwierzyłbyś.
- Jeszcze nie wiesz, w co potrafię wierzyć - uśmiechnął się do mnie szeroko, patrząc na mnie przelotnie.
Lekko się zarumieniłam i odwróciłam od niego wzrok patrząc na jezdnię. Wyjeżdżaliśmy z miasta.
- Ej, halo, gdzie jedziemy? - podniosłam pytająco brew, spoglądając na niego.
- Porywam Cię - i potraktował mnie spojrzeniem z poligonu. Ostrym, wulgarnym spojrzeniem. Z taką wyższością. Zazwyczaj przy tej minie mówił "dwadzieścia pompek".
Wysunęłam dolną wargę do przodu, podniosłam kolana do góry, oparłam je o deskę rozdzielczą i obniżyłam się na fotelu do wygodnej pozycji. Nie odzywałam się, a on nie próbował nawiązać konwersacji. Nie było w tym nic krępującego, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Oglądałam drogę i mijający krajobraz, jeśli tak to można nazwać. Bo były to po prostu pola, domy i słupy telekomunikacyjne. Zjechaliśmy z autostrady i wjechaliśmy do miasta. Z płyty zaczęła lecieć piosenka Kings Of Leon "Sex on Fire", więc automatycznie pogłośniłam, przymknęłam oczy i nuciłam piosenkę.
Soft lips are open
Knuckles are pale
Feels like you're dying
You're dying
Knuckles are pale
Feels like you're dying
You're dying
- Nie wiedziałem, że lubisz taką muzykę - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Nienawidzę - odwzajemniłam jego uśmiech, a on zmarszczył czoło.
- Nie rozumiem... - powiedział cicho i zatrzymał samochód.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - zaśmiałam się i wyszłam z samochodu.
Lekko trzasnęłam drzwiami i przeciągnęłam się, poprawiając kurtkę. Rozejrzałam się, byliśmy na osiedlu bloków z czerwonej cegły w starym stylu. Zawsze lubiłam takie klimaty, uważałam to za ładniejsze niż osiem bloków w kolorze żółtym. Obok osiedla był kamienny płot, albo coś w tym stylu.
- Co tam jest? - zapytałam cicho, cały czas patrząc w tamtym kierunku.
- Kiedyś tam był poligon.
- Po co tu jesteśmy? - usłyszałam zamykanie samochodu i odwróciłam się w stronę Pawła.
- Chcę Ci coś pokazać.
I tyle, ruszył przed siebie. Już na mnie nie czekał, żwawym krokiem szłam za nim, czując chłód na szyi. Podciągnęłam zamek kurtki pod samą szyję, poprawiając kaptur. Przez tą krótką chwilę, gdy zwolniłam kroku, Paweł był już co najmniej dwadzieścia metrów przede mną. Zmarszczyłam brwi, nie tak wyobrażałam sobie tą wycieczkę... Szłam w sporej odległości od niego, nie zamierzałam go gonić. Obeszliśmy rząd garaży i przeszliśmy przez wąską dróżkę. Moim oczom ukazało się dość strome zejście w dół i rzeczka. Olejniczak już był przy niej i przeskoczył ją, nie przerywając ani przez chwilę swojego marszu. Zeszłam w dół i oceniłam szerokość rzeczki, wiedziałam że nie przeskoczę jej całej. Miałam zdecydowanie krótsze nogi niż Paweł. To mnie jednak nie zniechęciło. Stanęłam na samiuteńkim krańcu brzegu, tak że końce moich trampek dotykały wody i przeskoczyłam. No nie do końca przeskoczyłam... Piętami byłam w wodzie, zachwiałam się i przewróciłam do przodu, na kolana. Zaśmiałam się sama z siebie, wstałam i wytrzepałam śnieg z kolan. Weszłam na niewielką górkę i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Olejniczaka. Dookoła mnie były same drzewa, i dość szeroka droga, zmieścił by się nawet jakiś samochód. Droga oczywiście cała oblodzona, a wszystko naokoło było pokryte śniegiem. Żadnych śladów chodzenia. Nie wiem czy śnieg był na tyle świeży, czy po prostu tak mało osób tu chodziło.
- Czego stoisz, rusz się! - usłyszałam głos Pawła ze swojej lewej strony i zobaczyłam jego plecy znikające między dwoma grubymi drzewami.
Śnieg miałam tutaj do połowy łydki, a conversy były tak mocno przemoczone, że nie czułam stóp.Ruszyłam przez drużkę udeptaną przez Olejniczaka. Kiedy tylko przeszłam przez "bramkę" z drzew moim oczom ukazało się wielkie jezioro. Rośliny były pochylone w stronę wody, jakby chciały się napić. Mnóstwo ptaków, na lodzie, gałęziach... Pięć metrów ode mnie był betonowy pomost, wszystko było zapuszczone i zarośnięte. Natura zdecydowanie się postarała. Efekt zapuszczenia był niesamowity. Poczułam jak trzęsą mi się dłonie, z zimna czy z zachwytu? Sama nie wiem.
Usłyszałam skrzypienie śniegu i poczułam jak delikatnie jego ramie dotyka mojego. Tylko się stykają. Uśmiechnęłam się szeroko, nie odwracając wzroku do niego.
- Chwilami myślałam, że mnie tu zostawisz.- powiedziałam cicho.
Kłamałam, wiedziałam, że nic złego by mi nie zrobił.
- Chciałem, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Fajniej było by zamknąć Cię w piwnicy - zaśmiał się.
- Bez okien? - podniosłam wzrok na niego, ale on na mnie nie patrzył, patrzył na tafle lodu na jeziorku.
- Tak - odparł bez zastanowienia.
- Byłbyś jedynym słoneczkiem w moim życiu - powiedziałam z powagą na twarzy.
Teraz jego oczy były skierowane na mnie. Uśmiech rozszerzył się i ukazały się jego równe zęby. Rzadko tak się uśmiecha, przynajmniej ja rzadko to widzę. Zazwyczaj mogę co najwyżej liczyć na szybkie wygięcie ust w półksiężyc, a i tak szaleję gdy to robi. Teraz uśmiechałam się równie szeroko jak on, zarażona jego energią.
- Czasami jesteś nawet zabawna - szturchnął mnie ramieniem, a ja lekko się zachwiałam i przestawiłam lewą nogę w zaspę. Było mi tak mokro i zimno, że było mi już wszystko jedno.
Popatrzyłam na Pawła i ile miałam sił w nogach pobiegłam do pomostu, usiadłam na skraju i zniżyłam nogi na poziom tafli lodu, patrząc czy jest stabilnie.On już po chwili był za mną, nie biegł. Szedł, słyszałam jak trzeszczy śnieg, a ja w tym momencie skoczyłam na lód, przytrzymując się pomostu. Powtórzyłam skok tym razem z większym impetem, a lód nawet nie drgnął. Puściłam się pomostu i skierowałam się na środek jeziora.
- Nie będę Cię ratował - usłyszałam za plecami.
Z tonu głosu mogłam wywnioskować, że wcale się nie przejmował, nawet myślę, że się uśmiechał. Dalej małymi kroczkami szłam przed siebie, a kaczki i inne cudaki uciekały spod moich nóg.
- I tak jestem już cała mokra, co mi to za różnica - zaśmiałam się głośno - Po co mnie tu zabrałeś?- odwróciłam się w jego stronę, czując na karku wiatr, zaczęłam delikatnie bujać się razem z tym.
- Bo uważam, że jest to wyjątkowe miejsce.
- Dlaczego? - drążyłam temat, przymykając oczy i dalej lekko poruszając biodrami na boki.
- Bo to jest moje miejsce - oblizał delikatnie usta - Wiesz, takie z dzieciństwa, ty też na pewno takie masz - podniósł głowę, patrząc gdzieś za mnie, a ja pomyślałam o moim molo w Sopocie - No to jak byłem mały, a tu jeszcze był poligon - wskazał głową na prawą stronę - to tu siedziałem cały dzień i chowałem się, przed żołnierzami. - uśmiechnął się do mnie szeroko, wchodząc na tafle lodu - To takie zupełnie moje miejsce, do którego przychodziłem tylko ja, sam. Nikt nawet nie wiedział - prychnął - i nadal nie wie.
- Więc czemu mnie tu zabrałeś? - zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam co odpowie.
Zbliżał się do mnie powoli, a ja patrzyłam w jego niebieskie oczy, które ozdabiały piękne, długie rzęsy. Prawie do nieba. Były nieziemskie. I zaczęłam przesuwać się w jego kierunku. Otworzył usta żeby powiedzieć mi dlaczego tu jesteśmy i... wtedy lód się załamał, a ja wpadłam do wody.
Jak by to przemyśleć ponownie, może jednak chciał mi powiedzieć, że to lód się załamuje...
- Czego stoisz, rusz się! - usłyszałam głos Pawła ze swojej lewej strony i zobaczyłam jego plecy znikające między dwoma grubymi drzewami.
Śnieg miałam tutaj do połowy łydki, a conversy były tak mocno przemoczone, że nie czułam stóp.Ruszyłam przez drużkę udeptaną przez Olejniczaka. Kiedy tylko przeszłam przez "bramkę" z drzew moim oczom ukazało się wielkie jezioro. Rośliny były pochylone w stronę wody, jakby chciały się napić. Mnóstwo ptaków, na lodzie, gałęziach... Pięć metrów ode mnie był betonowy pomost, wszystko było zapuszczone i zarośnięte. Natura zdecydowanie się postarała. Efekt zapuszczenia był niesamowity. Poczułam jak trzęsą mi się dłonie, z zimna czy z zachwytu? Sama nie wiem.
Usłyszałam skrzypienie śniegu i poczułam jak delikatnie jego ramie dotyka mojego. Tylko się stykają. Uśmiechnęłam się szeroko, nie odwracając wzroku do niego.
- Chwilami myślałam, że mnie tu zostawisz.- powiedziałam cicho.
Kłamałam, wiedziałam, że nic złego by mi nie zrobił.
- Chciałem, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Fajniej było by zamknąć Cię w piwnicy - zaśmiał się.
- Bez okien? - podniosłam wzrok na niego, ale on na mnie nie patrzył, patrzył na tafle lodu na jeziorku.
- Tak - odparł bez zastanowienia.
- Byłbyś jedynym słoneczkiem w moim życiu - powiedziałam z powagą na twarzy.
Teraz jego oczy były skierowane na mnie. Uśmiech rozszerzył się i ukazały się jego równe zęby. Rzadko tak się uśmiecha, przynajmniej ja rzadko to widzę. Zazwyczaj mogę co najwyżej liczyć na szybkie wygięcie ust w półksiężyc, a i tak szaleję gdy to robi. Teraz uśmiechałam się równie szeroko jak on, zarażona jego energią.
- Czasami jesteś nawet zabawna - szturchnął mnie ramieniem, a ja lekko się zachwiałam i przestawiłam lewą nogę w zaspę. Było mi tak mokro i zimno, że było mi już wszystko jedno.
Popatrzyłam na Pawła i ile miałam sił w nogach pobiegłam do pomostu, usiadłam na skraju i zniżyłam nogi na poziom tafli lodu, patrząc czy jest stabilnie.On już po chwili był za mną, nie biegł. Szedł, słyszałam jak trzeszczy śnieg, a ja w tym momencie skoczyłam na lód, przytrzymując się pomostu. Powtórzyłam skok tym razem z większym impetem, a lód nawet nie drgnął. Puściłam się pomostu i skierowałam się na środek jeziora.
- Nie będę Cię ratował - usłyszałam za plecami.
Z tonu głosu mogłam wywnioskować, że wcale się nie przejmował, nawet myślę, że się uśmiechał. Dalej małymi kroczkami szłam przed siebie, a kaczki i inne cudaki uciekały spod moich nóg.
- I tak jestem już cała mokra, co mi to za różnica - zaśmiałam się głośno - Po co mnie tu zabrałeś?- odwróciłam się w jego stronę, czując na karku wiatr, zaczęłam delikatnie bujać się razem z tym.
- Bo uważam, że jest to wyjątkowe miejsce.
- Dlaczego? - drążyłam temat, przymykając oczy i dalej lekko poruszając biodrami na boki.
- Bo to jest moje miejsce - oblizał delikatnie usta - Wiesz, takie z dzieciństwa, ty też na pewno takie masz - podniósł głowę, patrząc gdzieś za mnie, a ja pomyślałam o moim molo w Sopocie - No to jak byłem mały, a tu jeszcze był poligon - wskazał głową na prawą stronę - to tu siedziałem cały dzień i chowałem się, przed żołnierzami. - uśmiechnął się do mnie szeroko, wchodząc na tafle lodu - To takie zupełnie moje miejsce, do którego przychodziłem tylko ja, sam. Nikt nawet nie wiedział - prychnął - i nadal nie wie.
- Więc czemu mnie tu zabrałeś? - zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam co odpowie.
Zbliżał się do mnie powoli, a ja patrzyłam w jego niebieskie oczy, które ozdabiały piękne, długie rzęsy. Prawie do nieba. Były nieziemskie. I zaczęłam przesuwać się w jego kierunku. Otworzył usta żeby powiedzieć mi dlaczego tu jesteśmy i... wtedy lód się załamał, a ja wpadłam do wody.
Jak by to przemyśleć ponownie, może jednak chciał mi powiedzieć, że to lód się załamuje...